szczegóły
opublikowano: 27-08-2018
Między Podhajcami, a Oławą - wspomnienie Michała Mazura
20 kwietnia 2018 roku odprowadziliśmy na miejsce wiecznego spoczynku na cmentarzu przy ul. Zwierzynieckiej śp. Michała Mazura.
Miśku, bo tak w gronie Podhajczan nazywaliśmy naszego kolegę po raz pierwszy zaistniał w mojej świadomości 3 czerwca 1988 roku, gdy nieznany mi wcześniej człowiek zaśpiewał nad grobem tragicznie zmarłej mojej mamy Wiktorii.
Zapytany o personalia nieznajomego mój ojciec odpowiedział, że to Michał Mazur, mamy krajan ze Starego Miasta i jej kolega ze szkoły w Jaczkowicach.
20 lat później tenże Miśku wywarł pozytywny i jakże ważny wpływ na kolejne 10 lat mojego życia. Jestem jego dożywotnim dłużnikiem, dlatego w imieniu Towarzystwa Miłośników Ziemi Podhajeckiej i własnym pragnę podzielić się z czytelnikami Wiadomości Oławskich moimi wspomnieniami o Michale.
Podczas mszy w kaplicy cmentarnej w kontekście Oławy z ust księży wybrzmiało sporo zasłużenie miłych i ciepłych słów o zmarłym.
Natomiast ja osobiście poznałem Michała na tyle dobrze, że mogę powiedzieć iż jego serce biło jednakowo miarowo i dla Podhajec i dla Oławy.
Michał Mazur urodził się 30 kwietnia 1938 r. w Starym Mieście, jako drugie dziecko Jana i Heleny z Węglowskich.
Miał 2 siostry. Starsza Tekla (1931) po mężu Wolańczuk mieszka obecnie w Swojkowie, a młodsza Maria (1941) zmarła młodo w wieku 30 lat.
Stare Miasto to wieś lokowana na miejscu pierwotnych Podhajec. Ogrody ulicy Utratnica, przy której mieszkali Mazurowie przylegały do Podhajec, a z okien domostw rozpościerał się widok na majestatyczny Kościół p.w. Świętej Trójcy, w którym mały Misiu został ochrzczony.
Rodzice prowadzili gospodarstwo rolne i bardzo dbali o patriotyczne i religijne wychowanie dzieci.
Zamiłowanie do muzyki Michał odziedziczył po ojcu Janie, który śpiewał w chórze kościelnym.
Wczesne dzieciństwo Michała przypadło na czas okupacji sowieckiej, niemieckiej i ponownie sowieckiej oraz zagrożenia napadami banderowców spod znaku UPA.
Niejedną noc kobiety i dzieci spędzały w ukryciu, np. jak moja babcia z małymi córkami Alusią (1935) i Wiktusią (1939) u sąsiadów Ukraińców o nazwisku Vovk, w wykopanym i przykrytym deskami i słomą ciasnym i dusznym schronieniu w stajni pod koniem.
Ważnym punktem ukrywania się matek z dziećmi przed zbrodniarzami UPA była masywna wieża kościelna, o czy opowiadał mi Józef Beker, starszy o rok od Michała jego kolega z Utratnicy, a w latach sześćdziesiątych czołowy polski kolarz.
Od Tekli Wolańczuk słyszałem wstrząsającą opowieść, jak Żydów z podhajeckiego getta prowadzono przez Stare Miasto na śmierć na pola w pobliżu pomnika Świętej Anny, upamiętniającego triumf wówczas hetmana polnego koronnego Jana Sobieskiego nad Tatarami i Kozakami (X 1667).
Miejsc egzekucji wielotysięcznej rzeszy Żydów było kilka. Wyjście w czasie marszu śmierci przed dom groziło natychmiastową serią z karabinu. Pani Tekla mówiła mi, że jedni Żydzi płakali, inni śpiewali do Boga. Gdy młoda żydówka próbowała uciec, natychmiast padła ścięta serią z karabinu.
Następnego dnia Tekla z koleżanką potajemnie wykradły się z domów zobaczyć miejsce egzekucji. Niemcy nie zdążyli jeszcze zasypać ziemią miejsca zbrodni. W bezładzie leżały zakrwawione nagie i odziane zwłoki. Dla 12-letniej dziewczynki widok był przerażający.
Mazurowie jak wiele innych rodzin ze Starego Miasta, Podhajec i okolic opuścili rodzinny dom w sierpniu i ze stacji w Kozowie po około 3 miesiącach dotarli 5 listopada 1945 roku do Oławy.
W tym czasie trudno było o dobre gospodarstwo, więc w poszukiwaniu miejsca do życia Mazurowie trafili do Drzemlikowic, zajmując zabudowania w pobliżu młyna.
Nie chcę powtarzać miłych, ale szczerych słów zapisanych w poprzednim wydaniu „WO” przez Pana Zygmunta Piskozuba, niemniej tytułem uzupełnienia dodam, że Michał pracował zawodowo także w Jelczu, gdzie poznał przyszłą żonę Marię i na Wielkiej Płycie.
Wizyta Wujka Miśka
Skąd nagle wujek ? Wprawdzie Helena, mama Michała przyjaźniła się z moją babcią Wandą z Brzozowskich Kułakowską, a Kułakowscy mieszkali tak jak Mazurowie na Utratnicy, ale nie byli z nimi spokrewnieni.
W marcu 2008 roku Michał przyszedł do Urzędu Gminy w Oławie chcąc ze mną porozmawiać, ale od sekretarki wójta usłyszał, że tego dnia jest to niemożliwe.
Wobec tego poinformował sekretarkę, że jest moim wujkiem i pilnie musi się ze mną spotkać, co też stało się faktem.
Okazało się, że Michał zaplanował na maj pierwszy grupowy wyjazd z Ziemi Oławskiej do Podhajec na uroczystość Trójcy Świętej i zaproponował mi w nim udział.
I tak 17 i 18 maja 2008 roku dzięki Michałowi spełniło się moje najstarsze marzenie, które czekało na realizację od dziecięcych lat.
Odwiedzając krótko Brzeżany i Podhajce, Stare Miasto i Białokrynicę, Zarwanicę i Lwów, doznałem niepowtarzalnych wrażeń sentymentalno - emocjonalnych.
Z Michałem w wycieczce brała udział jego starsza o 7 lat siostra Tekla, a mnie cieszył fakt, że są z nami m.in. starsza siostra mojej mamy i moja chrzestna Alusia Zaremba i urodzony na stacji w Przemyślu w drodze w nieznane mój wujek Franek Kułakowski.
Żal, smutek i niemoc powodował widok wypalonych murów Kościoła p.w. Świętej Trójcy, niegdyś zabytku o ważnym znaczeniu artystycznym i historycznym, ale krztą optymizmu napawała ocalała cudem z pożogi barbarzyństwa i nienawiści względem wszystkiego co boże i polskie Kaplica Zofii z Zamiechowa, od 26 IX 2006 miejsce sprawowania liturgii ołtarza.
Gdy w tejże kaplicy uczestniczyliśmy w odpustowej koncelebrowanej mszy św., Michał w imieniu pielgrzymów z Ziemi Oławskiej przekazał ks. Janowi Kucowi jako nasze votum, monstrancję.
Godny odnotowania jest fakt, że rok później tabernakulum na ową monstrancję i komunikanty ufundował i wykonał inny zmarły oławski darczyńca na rzecz Podhajec, Kazimierz Marek z Nowego Otoku (+2013).
Po mszy i procesji wokół zdewastowanej świątyni uczestniczyliśmy w spotkaniu z lokalnymi władzami, księżmi katolickimi obu obrządków i członkami miejscowej wspólnoty wiernych.
Schodząc po spotkaniu liczną grupą w dół mijaliśmy największy na zachodzie Ukrainy cmentarz żydowski i nasz cmentarz, na którym zachowały się liczne pomniki patronów śp. zmarłych i krzyże moich przodków ze strony mamy, począwszy od początku 1822 roku.
Moja ciocia Alusia co chwilę opowiadała o mijanych miejscach, jakby tam mieszkała. Zapytałem więc, który raz po wojnie jest w Podhajcach. Usłyszałem, że pierwszy. Niewiarygodne, jak 10 letnie dziecko opuszczając Podhajce na 63 lata wszystko zapamiętało.
Wracałem do Polski ze świadomością, że odnalazłem równorzędne z Oławą moje miejsce na ziemi.
Podczas tegorocznej majowej XIV Podhajeckiej Pielgrzymki Kresowej odwiedzę Podhajce i okolice osiemdziesiąty raz w życiu. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie pomysł Michała, by namówić mnie na wyjazd w V 2008.
Później wypadki potoczyły się szybko i dwukrotnie w XII 2008 i 2009 zorganizowaliśmy dla naszych rodaków na Ziemi Podhajeckiej pomoc bożonarodzeniową.
Natomiast akcja z VI 2009, w którą Michał tradycyjnie mocno się zaangażował, przeszła nasze najśmielsze oczekiwania.
Oto w dniach 6 - 9 czerwca 2009 r. pojechaliśmy na Podole i do Lwowa w 216 osób, na 4 autokary i busa.
Z perspektywy czasu widzę, że była to ostatnia szansa na odwiedziny stron rodzinnych przez osoby w podeszłym wieku, jak np. wówczas 93-letni śp. Józef Wojciechowski, Honorowy Obywatel Legnicy, przez 14 lat więziony w Workucie za działalność w podhajeckiej AK. 3 miesiące później Pan Józef zmarł.
Michał w trakcie polsko - ukraińskich prezentacji artystycznych wychodził na sceny Podhajec i Białokrynicy w stroju ludowym, śpiewając gościnnie w „Porębioku”.
W kolejnych latach, a zaliczył wspólnie z nami 6 Podhajeckich Pielgrzymek Kresowych (2008 - 2013), Michał przy aplauzie widzów każdego roku na scenie w Podhajcach wykonywał piosenki ukraińskie i polskie, a do tego pod sceną szarmancko prosił do tańca lokalne władze, tj. Tenię Levkovych i Irynkę Baran.
Obserwowałem Michała i widziałem, że każda wizyta w Podhajcach i w Starym Mieście daje mu sporo radości. Ilekroć zajeżdżał nad przepięknie położone pośród pełnych bujnej zieleni wzgórz stawy koropieckie, nad którymi spędził przeszło 7 lat życia, był choć na krótko u siebie.
Gdy 6 listopada 2009 roku w Bystrzycy odbył się Zjazd Założycielski Towarzystwa Miłośników Ziemi Podhajeckiej, Michał należał do ścisłego grona założycieli naszego stowarzyszenia.
I śpiewał oczywiście z duetem Lwowiaków z Bytomia, którzy swoim występem uświetnili naszą uroczystość. W sumie do 2016 roku Michał uczestniczył aktywnie w we wszystkich 6. naszych zjazdach.
Dawaj zaliczkę!
Ważnym wydarzeniem dla byłych Podhajczan są Podhajeckie Spotkania Opłatkowe.
Michał brał udział we wszystkich 7 edycjach tej akcji, po raz ostatni w styczniu 2017 r. w Dziuplinie, każdorazowo prezentując swój wokal. Po jednej z jego solówek w 2013 r. miała miejsce zabawna sytuacja. Ulka Lech odezwała się tymi słowy: „Michał, ty tak pięknie śpiewasz, zaśpiewaj na moim pogrzebie”, na co Miśku odparł: „Dawaj 5 dych zaliczki, kto mi potem zapłaci”, co wywołało salwę śmiechu na sali.
Rozluźnione kontakty
Po 2013 r. nasze kontakty uległy rozluźnieniu. W 2014 roku wybuchł konflikt zbrojny na wschodzie Ukrainy, co spowodowało wyraźny spadek zainteresowania wycieczkami na Kresy i jak do 2013 roku każdego roku jechaliśmy do Podhajec na minimum 2 autokary, tak w roku 2014 pojechało nas zaledwie 14 osób.
Ponadto „życzliwi” zaczęli wmawiać Michałowi, że jednych i drugich jest coraz mniej i najlepszym dla Towarzystwa Miłośników Ziemi Podhajeckiej rozwiązaniem byłoby połączenie się z oławskim oddziałem Towarzystwa Miłośników Kresów Południowo-Wschodnich (czytaj utrata suwerenności).
Michał przychodził z tym do mnie, każdorazowo słysząc odpowiedź „nie”.
Dlaczego ? W latach 2015, 2016 i 2017 III etapy tzw. prac zabezpieczających Kościół p.w. Świętej Trójcy w Podhajcach wspierało finansowo Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a w przypadku zmiany statusu naszego stowarzyszenia zamknęłyby się przed nami w Warszawie drzwi do kolejnych dotacji.
Nie mniej ważne jest, że członkami i sympatykami TMZP są ludzie od Szczecina po Rzeszów, a także nasi w Australii, USA, Kanadzie, Słowacji, Niemczech i Szwecji. Z nami się utożsamiają, ale z Oławą? Nierealne.
Razem w Medżiugoriu
Często widywałem Michała w pierwszych ławkach Kościoła Matki Bożej Pocieszenia w Oławie podczas niedzielnych mszy na 7 rano, zawsze przystępował do komunii św.
Nie spodziewałem się jednak, że nasze drogi zejdą się aż w Chorwacji i Bośni Hercegowinie.
W dniach 15-21 października 2017 roku uczestniczyliśmy bowiem w oławskiej pielgrzymce do Matki Bożej Pokoju w Medziugoriu. Co więcej w trójkę Michał, Antoś Nowicki i ja mieszkaliśmy w jednym hotelowym pokoju.
Wspinając się skalistą i jakże nierówną i śliską drogą krzyżową na Kriżevac, a później z różańcem w dłoniach i na ustach na Podbrdo - wzgórze objawień, podziwialiśmy głęboką wiarę i upór Michała.
Mając problemy z biodrem konsekwentnie zdobywał metr po metrze, gdy najgorsze było dwukrotnie przed nim: zejście.
Michał wstawał najwcześniej, zaczynając każdy dzień od modlitwy, a modlił się w ciągu dnia kilkukrotnie. Gdy ze względu na bogaty program pobytu mieliśmy msze tylko dla naszej grupy, Michał ubogacał je swoim śpiewem.
Ilekroć była możliwość, przejmował w autokarze mikrofon od księdza albo od przewodniczki, prezentując bogaty repertuar piosenek religijnych i biesiadnych.
Zmarł w podróży
Lubił podróżować i widać Bóg tak chciał, by Michał odszedł do Niego daleko od domu w Oławie, 4 kwietnia na wyspie Korfu w Grecji.
Wspólnie z żoną i synem Krzysztofem Michał wyjechał tam 2 IV, w drugi dzień świąt Wielkiej Nocy. W tym czasie prawosławni i katolicy w Grecji obchodzili wielki tydzień. Zmarł po 2 dniach, a już w niedzielę podczas mszy Wielkanocnej na Korfu sprawowana była msza w intencji jego duszy.
Z naszej pierwszej wizyty w Podhajcach na 15 jej uczestników to już trzecia osoba, która przeszła na drugą stronę życia. Staszek Pawlikowski (2008), Ania Sawicz (2013), a w tym roku Michał.
W międzyczasie Miśku żegnał śpiewem swoich zmarłych kolegów z Podhajeckich Pielgrzymek Kresowych: mojego stryjka i chrzestnego Władka (X 2014), z którym służył razem w wojsku, mojego ojca Szczepana (XII 2015) i mojego wujka Bolka Kułakowskiego (IV 2016), który jak i Michał zmarł też w „podróży”.
Oby Ulka Lech żyła jak najdłużej, lecz nie spełni się jej prośba i na jej pogrzebie Michał już nie zaśpiewa…
26 maja br. uczestnicząc w XIV Podhajeckiej Pielgrzymce Kresowej w jubileusz 10-lecia pierwszego wyjazdu grupy pielgrzymów z Ziemi Oławskiej do Podhajec (V 2008), będziemy modlić się o wieczne szczęście dla inicjatora owej historycznej wyprawy, naszego kolegi Miśka.
Ryszard Wiktor Wojciechowski
Autor dziękuje Tekli Wolańczuk, Aleksandrze Zarembie i Janowi Kułakowskiemu (1929 Stare Miasto) za pomoc w uzupełnieniu wiedzy o staromiejskim rozdziale życia rodziny Mazurów.
© TMZP 2011-2019